piątek, 25 października 2013

Rozdział 6

W końcu kochałem to, co robiłem. Zaznałem szczęście po 10 latach.
Ludzie wsypywali mi do futerału pieniądze
A z moich ust nie schodził uśmiech.
W końcu wróciliśmy, bo magik kazał. Zadowolony z monet i banknotów poszedł do siebie.
A ja zostałem sam. Patrzyłem się w brudną szybę, przez którą ledwo widziałem ulicę. Delikatnie przetarłem szklaną ścianę.
-Zobaczycie kiedyś usłyszycie moją muzykę- wyszeptałem

~~*~~
-Harry chodź spóźnimy się na koncert, a najpierw trzeba dolecieć do NY- usłyszałem Louisa
W końcu przyszedł czas na powrót. Miasto, w którym zostawiłem serce.
-Już idę - odpowiedziałem i chwyciłem walizki
Odprawa, lot i byliśmy w New Yorku.

Nie wytrzymałem w moich oczach pojawiły się łzy. Powoli maszerowałem przez lotnisko. A zgraja fotoreporterów zrobiła mi zdjęcia.

~~*~~
Powoli zmierzałam po bagaż. Kątem oka widziałam jak jakaś sława przyjechała do NY. A ja? Przyjechałam szukać mojego synka. Chciałam go znaleźć przytulić i nigdy nie puścić. Lecz miała żal. Żal, że musiałam wracać do tego przeklętego miasta, które wyrządziło mi tyle nieszczęścia.
Starałam się przepychać przez te tłumy, aby wyjść z lotniska. Było ciężkie
Ale się udało. W końcu przeszłam szklane drzwi i ujrzałam szare, nudne, miasto.
Wsiadłam do taksówki jadąc do hotelu

~~*~~
-Ej chłopaki dojadę do was później- powiedziałem nagle i szybkim krokiem przebijałem się przez tłum.
Widziałem ją. Byłem pewny, że to ona.
Szybko lustrowałem tłum ludzi, ale nigdzie nie mogłem jej zobaczyć.
Natychmiast przeklinałem w myślach. Nagle poczułem, że muszę pojechać tam. W miejsce gdzie wszystko się zaczęło.
Wsiadłem w taksówkę i udałem się na miejsce.
Powoli wysiadłem z żółtego samochodu a w moich oczach pojawiły się łzy. Cały dom wraz z ogrodem był doszczętnie spalony. Teraz nic mi nie zostało jedynie myśl, że ona gdzieś jest i nadzieja, że myśli o mnie. Z nieba zaczęły spadać pierwsze krople deszczu, które zmywały ze mnie cierpienie.
Szedłem do parku ze spuszczoną głową. Wszystko nie miało sensu. Znowu.
Byłem cały przemoczony. Siadając na ławkę spojrzałem w górę i zamknąłem oczy.
Czemu ciebie tu nie ma?
Spytałem a z moich policzków spływały łzy. Zycie bez niej nie miało sensu. 10 Lat przezywałem ten sam koszmar. Nikt nie potrafił mi jej zastąpić.
Jedna noc tak właśnie odmieniła mi życie. Ona stała się moim powietrzem.

~~*~~
Leżałam na hotelowym łóżku i myślałam. Myślałam nad tym jak mogę znaleźć moje dziecko. Nic o mnie nie wiem. A właśnie to bolało mnie najbardziej.
Może być podobny do niego, ale jak mam go znaleźć. Wiem tylko jak się nazywa, ale czy to coś da?
Nagle wstałam i postanowiłam działać. Otarła pojedyncze łzy. I wyszłam z hotelu.
Pobiegłam na komisariat.
Nie zwracałam uwagi na zimno spowodowane deszczem. Cała przemoczona weszłam do budynku.
-Przepraszam chciałabym odnaleźć syna. - Skierowałam się do policjanta, który siedział na recepcji. Jego wzrok był współczuciem dla mnie. Nic dziwnego stanęła przed nim kobieta przemoczona do suchej nitki a tusz do rzęs spływał mi po rumianych policzkach
-Proszę za mną. - Poszliśmy do osobnego pomieszczenia. Kazał mi usiąść.- Jak się nazywa?
-Tomy- odpowiedziałam roztrzęsiona. Tomy Morgan.
-Zaraz sprawdzę.- Wpisał coś w komputer, a potem się na chwilę zatrzymał.- Tomy Morgan jest poszukiwany, uciekł z sierocińca.
-Słucham? I wy nic z tym nie zrobiliście? - Byłam zdenerwowana bez powodu krzyczałam na komisarza
-Proszę usiąść... Rozmawiałem z pani synem. On uważa, że jeśli będzie szedł za muzyką to pani go znajdzie
-Co słucham? - Była zdezorientowana.​- Jak ja mam usłyszeć jego muzykę?- Spytałam. Nie rozpoznam go nie widziałam go 10 lat.- Nagle schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam płakać
-To on...- Podał mi zdjęcie i chusteczki.
Powoli popatrzyłam na fotografię. Delikatnie wzięłam kawałek papieru a na moich ustach pojawił się uśmiech. Przejechałam palcem po zdjęciu. -Moje dziecko- wyszeptałam
Miało takie same oczy jak jego tata.
-Proszę mi tylko powiedzieć, dlaczego teraz?- Zapytał komisarz
-Ja.. Nie wiedziałam.- Wydukałam ocierając łzy.
Policjant skiną tylko głową.
-Pomogłem pani jak mogłem. To wszystko z mojej strony- powiedział wstając
-Dziękuję.- Opuściłam pomieszczenie i budynek.
Teraz miałam jeden cel odnaleźć mojego syna.

~~*~~
-Uwaga! Przed państwem Mikę Davis. - Wykrzyczał magik
Wyszedłem na środek z gitarą
Pierwsze pociągnięcia struną. Oklaski przechodniów. Uśmiech na ustach. I muzyka płynąca z pod moich palców.
Byłem w swoim żywiole.
15 minutowy koncert zakończył zdenerwowany magik. Od dawna wyzywał się na mieszkańcach starego teatru. Niestety z mojego powodu nie mógł znaleźć dla mnie miejsca gdzie będę mógł zagrać prawdziwy koncert
Znowu wróciliśmy do hali, a tam czekali na nas policjanci
Którzy przyszli za Maxem? Mężczyzna pociągną mnie za ramię i zaprowadził za kartonowe pudła.
-Teraz uciekaj i nie daj się złapać. Spotkamy się pod łukiem.
Miałem strach w oczach. Bałem się tego. Ale wiedziałem, że magik nie zrobi mi krzywdy i chce dla mnie jak najlepiej.
Zacząłem uciekać, biegnąc przed siebie.
Za mną było tylko słychać płacz dzieci i tłuczenie szyb.
Nie wiem gdzie zmierzałem. Po prostu uciekałem.
Nagle usłyszałem coś pięknego. Muzykę.
Zatrzymałem się odwracając
Próbowałem dowiedzieć się skąd dobiega ten cudny dźwięk
Kościół. Duży, stary kościół.
To stamtąd dobiegała melodia. Szybko ruszyłem w tamtym kierunku
Wszedłem do środka rozglądając się
Moim oczom ukazała się mała dziewczynka a za nią chór.
To było piękne. Z takich małych płuc wydobywał się taki głos
Usiadłem w ławce słuchając
A mała dziewczynka uśmiechała się do mnie.
Odwzajemniłem gest. To było takie cudowne, ale w końcu skończyli
Reszta osób wyszła z kościoła a ona podeszła do mnie.
-Cześć..- Zacząłem. Pięknie śpiewasz
-Cześć jestem Julia- odpowiedziała odważnie
-A ja... Mike.
-miło mi cię poznać - nagle Jula wyciągnęła do mnie rękę
Odwzajemniłem gest
-Jesteś tu sam?- Spytała po chwili
-Tak.
-A gdzie twoi rodzice- w jej oczach było zmieszanie
-Szukam ich.
-Jak to. Może pójdziemy na policję.
-Nie, oni mnie usłyszą i wtedy znajda
A na policje nie możemy iść
-Wiem. Chodź ze mną. - Pociągnęła mnie za rękę i wyszliśmy z kościoła
Szedłem za nią trzymając za dłoń
Zaprowadziła mnie do dużego domu. Cicho weszliśmy do środka i pobiegliśmy do niewielkiego pokoju.
-Gdzie idziemy?
-Do mojego pokoju -odparła szeptem
-Aa okay...
Gdy byliśmy na miejscu wskazała mi ręką krzesło abym tam usiadł
Spocząłem nic nie mówiąc.
-Będziesz spać na tym materacu.- Wskazała niebieski tapczan stojący pod oknem
-Dobrze.
Powoli wstałem z krzesła i położyłem się na niewielkim łóżku.
-Dzięki.
-Nie dziękuj tylko idź spać. - Powiedziała i szybko przykryła się kołdrą
Zrobiłem jak kazała i odpłynąłem

~~~~*~~~~*~~~~*~~~~*~~~~*~~~~*~~~~*~~~~*~~~~
A więc w czas się obejrzeliście z tymi komentarzami. Ale nic pośba została spełniona a wiec oto i rozdział. Przyznam, ze po 2 tygodniach przestałam tu zaglądać więc dopiero teraz zobaczyłam, że jest 6 kom. Nie wiem ile czekaliście ale ja też czekałam na wasze kom więc wam też nic się nie stało.
6 kom = nowy rozdział

6 komentarzy: